Kiedy ponad rok temu Julek złapał paskudne zapalenie oskrzeli i konieczne okazały się zastrzyki, dla złagodzenia stresu zabrałam go do sklepiku z zabawkami, żeby wybrał sobie jakąś "pocieszkę". Juluś nie zastanawiał się długo - kolorowe pudełko ze śmiesznymi obrazkami od razu przykuło jego uwagę, a ja ucieszyłam się, że wybrał grę, a nie kolejnego (chyba już setnego) dinozaura :). W domu odpakowaliśmy zawartość i przez pierwsze 15 minut oglądaliśmy kolorowe kartoniki, Julkowi bardzo spodobało się też specjalne koło losujące (zamiast kostki). A potem graliśmy, i graliśmy, i graliśmy - za każdym razem zmieniając trochę zasady. Następnego dnia znów graliśmy i tak przez prawie 2 tygodnie, czyli całe chorowanie Julka...
Gra składa się z czterech dwustronnych plansz (każda w innym kolorze) z obrazkami. Takie same obrazki widnieją na 48 małych kartonikach. Mamy tu też tęczowe "koło fortuny", za pomocą którego losujemy kolor. W instrukcji opisane są cztery warianty gry, ale z własnego doświadczenia wiem, że można ich wymyślić 3 razy tyle :). My zaczęliśmy od wersji a'la bingo - w sam raz dla 3-latka. Każdy gracz wybiera sobie jedną planszę i kolejno kręcimy kołem. Jeśli wylosowany kolor odpowiada temu na naszej planszy możemy wybrać sobie jeden pasujący obrazek. Wygrywa ten gracz, który pierwszy zbierze wszystkie 6 kartoników w wybranym przez siebie kolorze. W trudniejszej wersji odwracamy kartoniki obrazkami do dołu i staramy się wylosować "nasz" kolor. Można tez zagrać w memo dla maluchów - odwracamy kartoniki obrazkami do spodu i każdy z graczy odkrywa po dwa obrazki. Od zwykłego memo różni się tym, że staramy się wylosować nie pary takich samych obrazków, a pary takich samych kolorów (a ponieważ w każdym kolorze mamy po 6 obrazków, dzieciom jest łatwiej "upolować" zdobycz).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz