środa, 9 maja 2012

Atak Dinozaurów, TREFL


Julek od 2 lat jest megafanem dinozaurów - wszystko, co związane z prajaszczurami cieszy go niezmiernie. Dzięki temu babcie, ciocie, dziadkowie i wujkowie nie mają problemu z trafieniem w jego gust jeśli chodzi o prezenty urodzinowe, gwiazdkowe i te bezokazjowe też. W ubiegłym roku pod choinkę Julek dostał coś, czego jeszcze nie miał w swojej gadziej kolekcji - grę planszową o dinozaurach. Gra, nawet bez grania, okazała się super fajna - 33 karty obrazkowe z ciekawostkami dla małych paleontologów najpierw zostały przeczytane, potem poukładane kilkanaście razy według różnych kryteriów, potem jeszcze raz przeczytane, aż wreszcie Julek oświadczył, że "telaz mozemy glać". 
Gra generalnie przeznaczona jest dla trochę starszych dzieci, reguły opisane w instrukcji nawet Julce sprawiały trudność - żeby prawidłowo odpowiadać na pytania, trzeba znać fakty znajdujące się na kartach z dinozaurami, poza tym każdy z graczy zbiera karty według innego schematu, więc mama musiała co chwilę sprawdzać w instrukcji kto i jakiego gada ma teraz zdobyć. Dzieciaki zaczynały się nudzić, ale wtedy... postanowiliśmy wymyślić własne zasady gry i zaczęła się zabawa :) Od tej pory jest to jedna z naszych ulubionych gier, za każdym razem najpierw wymyślamy nowe zasady i za każdym razem są one inne i coraz bardziej pomysłowe :) 



Oto jeden z naszych wariantów: 
- jeśli podczas poruszania się po planszy gracz wejdzie na pole z dinozaurami, wybiera kartę z jednym z nich, 
- jeśli stanie na polu "ojk!" ma prawo wymienić się z innym graczem jedną ze swoich kart (jeśli np. ma dwie tego samego rodzaju) - oddaje wybranemu przeciwnikowi swoją kartę, a sam losuje jedną z jego kart, 
- jeśli stanie na polu ze znakiem zapytania, musi wykonać jakieś dinozaurowe zadanie wymyślone przez innych graczy - w nagrodę otrzymuje przechodnią kartę z T-rexem (która pełni w grze funkcję jokera),
- jeśli stanie na polu z T-rexem - musi oddać kartę z T-rexem (jeśli ją akurat posiada),
- jeśli stanie na polu z kostką, rzuca jeszcze raz
Zadaniem graczy jest zebranie 8 różnych kart z dinozaurami (po jednej z każdego rodzaju lub siedem  różnych kart i kartę z T-rexem). Komu uda się to pierwszemu, ten wygrywa.



Polecamy! A może i Wy wymyślicie swoje własne zasady gry? Pochwalcie się!

niedziela, 22 kwietnia 2012

Nogi Stonogi, EGMONT


Nogi Stonogi po raz pierwszy spotkaliśmy na stoisku Egmontu, na Targach Książki w Krakowie w listopadzie ubiegłego roku. Julkowi tak bardzo spodobała się ta gra, że musieliśmy ją od razu kupić. I do tej pory tego nie żałujemy - sympatyczne robaczki dostarczają nam rozrywki przynajmniej raz na dwa tygodnie. A przy tym uczą Julków strategicznego myślenia (czy lepiej zostawić kostkę z żółtym czy czerwonym butem...). Długo graliśmy w wersję dla maluchów, ale ostatnio urozmaiciliśmy sobie rozgrywki wprowadzeniem dodatkowej zasady - można zabierać buty innym graczom... i wtedy dopiero zaczęła się zabawa :) Na początku były oczywiście dąsy ("Mama, bo Julka zabrała mi kawałek stonogi"), ale po kilku rundach dzieciaki zgodnie przekazywały sobie kartoniki z butami.

Gra ma bardzo proste zasady, Julek mając 3,5 roku świetnie sobie radził i często z nami wygrywał :) Rozgrywka trwa króciutko (do 10 minut), więc po pierwsze: maluchy nie zdążą się znudzić, a po drugie: to świetna zabawa w sam raz na wolne kilkanaście minut w ciągu dnia. W grze bierze udział maksymalnie 4 graczy, każdy z nich wybiera sobie wesołego robaczka, dla którego musi zdobyć jak najwięcej nóg :) 
Nogi są oczywiście w butach (wiadomo przecież nie od dziś, że stonogi uwielbiają buty :)) - a buty są  w różnych kolorach: zielone, żółte, czerwone, niebieskie i czarne. Takie same buty mamy na czterech kostkach. Każdy gracz rzuca trzykrotnie kostkami (pierwszy rzut wykonuje czterema, w kolejnych decyduje, iloma i którymi rzucać) - chodzi o to, by "wyrzucić" jak najwięcej butów w jednym kolorze. Oprócz butów na kostkach są słoneczka - jokery, dzięki czemu wcale nie jest trudno zdobyć np. kartonik z czterema czarnymi klapkami. Co prawda w trakcie gry dzieciaki liczą tylko do czterech, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby na koniec policzyć kto zdobył najwięcej nóg :)

Podsumowanie: proste zasady, świetna grafika i naprawdę porządne wykonanie (kartoniki są  prawie "pancerne" i nieprędko dadzą się zniszczyć) sprawiają, że dzieci po prostu uwielbiają ta grę... i mama też :)

piątek, 20 kwietnia 2012

Gram w kolory, ADAMIGO


Kiedy ponad rok temu Julek złapał paskudne zapalenie oskrzeli i konieczne okazały się zastrzyki, dla złagodzenia stresu zabrałam go do sklepiku z zabawkami, żeby wybrał sobie jakąś "pocieszkę". Juluś nie zastanawiał się długo - kolorowe pudełko ze śmiesznymi obrazkami od razu przykuło jego uwagę, a ja ucieszyłam się, że wybrał grę, a nie kolejnego (chyba już setnego) dinozaura :). W domu odpakowaliśmy zawartość i przez pierwsze 15 minut oglądaliśmy kolorowe kartoniki, Julkowi bardzo spodobało się też specjalne koło losujące (zamiast kostki). A potem graliśmy, i graliśmy, i graliśmy - za każdym razem zmieniając trochę zasady. Następnego dnia znów graliśmy i tak przez prawie 2 tygodnie, czyli całe chorowanie Julka...


Gra składa się z czterech dwustronnych plansz (każda w innym kolorze) z obrazkami. Takie same obrazki widnieją na 48 małych kartonikach. Mamy tu też tęczowe "koło fortuny", za pomocą którego losujemy kolor. W instrukcji opisane są cztery warianty gry, ale z własnego doświadczenia wiem, że można ich wymyślić 3 razy tyle :). My zaczęliśmy od wersji a'la bingo - w sam raz dla 3-latka. Każdy gracz wybiera sobie jedną planszę i kolejno kręcimy kołem. Jeśli wylosowany kolor odpowiada temu na naszej planszy możemy wybrać sobie jeden pasujący obrazek. Wygrywa ten gracz, który pierwszy zbierze wszystkie 6 kartoników w wybranym przez siebie kolorze. W trudniejszej wersji odwracamy kartoniki obrazkami do dołu i staramy się wylosować "nasz" kolor. Można tez zagrać w memo dla maluchów - odwracamy kartoniki obrazkami do spodu i każdy z graczy odkrywa po dwa obrazki. Od zwykłego memo różni się tym, że staramy się wylosować nie pary takich samych obrazków, a pary takich samych kolorów (a ponieważ w każdym kolorze mamy po 6 obrazków, dzieciom jest łatwiej "upolować" zdobycz). 


Gra świetnie nadaje się do nauki kolorów (dla najmłodszych), przedszkolaki mogą uczyć się ich angielskich nazw, szata graficzna jest wyjątkowo przyjazna dla maluchów, a i wykonanie dość solidne (gra była przez nas dość mocno eksploatowana, a pozostała praktycznie w stanie nienaruszonym, nie licząc dwóch rozklejonych kartoników, które szybciutko naprawiliśmy zwykłym klejem:))

czwartek, 19 kwietnia 2012

Sardynki, DJECO


Czy widział ktoś kiedyś rybę we fraku? Albo w kostiumie kąpielowym? A tamtej chyba zimno, bo założyła czapkę i szalik… Nie, to nie dziwaczny sen, po prostu gramy w Sardynki!

Sympatyczne rybki, mimo, że ściśnięte w swojej puszce, mają się całkiem nieźle, a na dodatek zalotnie zerkają na nas zachęcając do świetnej zabawy…

Bardzo się cieszę, że moje dzieci: 4-letni Julek i 8-letnia Julka wolą siedzieć z mamą na dywanie i grać w grę, zamiast siedzieć na kanapie przez telewizorem. A jeszcze bardziej cieszę się, gdy ta gra jest tak wciągająca, że spędzamy przy niej tygodnie, a nawet miesiące…
SARDYNKI firmy Djeco są naszą ulubioną grą karcianą, zabieramy ją ze sobą nawet na wakacje (plus za małe i lekkie, ale solidne pudełko). Pozostałe zalety? Proszę bardzo: proste zasady rozgrywki (radzi sobie z nimi 3-latek), zabawne rysunki, możliwość wymyślenia mnóstwa własnych wariantów gry (to nasza ulubiona zabawa), a przy okazji ćwiczenie pamięci (mamie też się przydaje). 

Podsumowując: uważajcie na tą grę, bo wpadniecie jak….sardynka w puszkę ;)



Zobacz także:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...